Szukaj na tym blogu

piątek, 22 września 2017

Kilka wybranych wpisów z 2017 roku


Kilka wybranych wpisów z 2017 roku zamieszczam "dla pamięci" bo tu nie publikowane, a na swojej stronie likwiduję.. i już 

02 września 2017
Od wybuchu wojny minęło 78 lat. Jak co roku świętujemy klęskę Westerplatte (jak ktoś napisał – beznadziejną obroną pustych magazynów). Fajnie jest opisywać bohaterstwo i robić filmy, zamiast wprost powiedzieć, że to nie miało sensu tylko – łączności nie było.
Dopiero co w sierpniu trwały obchody Powstania Warszawskiego, które było podobno zupełnie bez sensu, wobec totalnej przewagi niemieckiej. Zginęło 200 tyś ludzi. Pewnie dlatego powstają takie książki jak „Obłęd 44”.  Zawsze i ciągle będą sobie historycy i zwykli ludzie zadawać pytania – czy warto było?
Po latach okazuje się że za spontanicznym zrywem, stoi zwykła polityka, kalkulacje osobników rwących się do władzy i nieliczący sią z nikim i niczym dla swoich idei na pograniczu szaleństwa.
Po latach czytam, że z entuzjazmem witano w Łodzi wchodzące do miasta wojska Wehrmachtu, bo przecież od czasów pruskich była tam mniejszość niemiecka. Po latach czytam o zbrodniach na ludziach na tych najbardziej bezbronnych czyli kobietach i dzieciach. O gwałtach niemal powszechnych jak wojenny przydział wódki, rozstrzeliwaniu dzieci przez Niemców, obozach i całej tej tragedii, która ma tak wielorakie oblicza.
Zrzekliśmy się jako Państwo reparacji wojennych na rzecz Związku Radzieckiego, który podzielił się z  nami tak ochoczo, że po wywiezieniu większości fabryk (bo poniemieckie) musieliśmy przez lata eksportować węgiel poniżej cen wydobycia, o udanych wodowaniach nie wspomnę.
Domagamy się reparacji wojennych, zadośćuczynienia za martyrologię, zburzone miasta i śmierć milionów - od Państwa, które przepraszało nas wielokrotnie (Willy Brandt) i z którym mamy najlepsze relacje gospodarcze. Mało tego, minęło kilka pokoleń i tak samo możemy rozliczać Mongolię za Czyngis-Chana i bitwę pod Płowcami kogo się da.
Wszystkie te pseudohistoryczne obchody służą nieustającej kampanii wyborczej, napędzaniu głosów choćby w sondażach, naciąganiu maluczkich na „umiłowanie Ojczyzny”, a także w końcu dla „zamydlenia oczu” i zwykłej propagandy z której ma wynikać, kto jest prawdziwym patriotą, po której stronie stoi i czy to prawdziwy Polak. A może Żyd, nie daj Boże.
Czy śmiać się czy płakać, a może po prostu wyjechać jak już miliony to robią. Już na Bornholmie, czy w czeskim kurorcie możemy oglądać inną telewizję, inne wiadomości i zapomnieć o tym dziwnym nawiedzonym kraju. Nie to nie nawiedzony kraj, to tylko oszukani wyborcy zmamieni dodatkiem finansowym, wspaniałą reformą sądownictwa, (bo dlaczego sędzia ma mieć więcej jak ja?). To kraj który potrzebuje ludzi ograniczonych, wierzących w kolejne cuda jak magnetyzer do naprawy stawów i bioder. To kraj, który rządzący sprowadzają do marginesu. Kościół, główny kanał (kanały) TV-p, bełkotliwe i bezsensowne orędzia i przemowy, wojsko „królowej Jadwigi” jak ongiś mówiono.
To kraj (rząd, nierząd?) który bierze kasę i się odgraża i ..nie czyta międzynarodowych (unijnych) traktatów, umów, za to ochoczo dzięki tzw. władczej schizofrenii czeka na dotacje i wpływy, obiecując w zamian opuszczenie portek na znak protestu, jeśli politycznego bełkotu nie starczy.
Bolszewizm z pseudokatolicyzmem ma się dobrze.
Idziemy na kolejną mszę, będą dzwonić, okadzać i modły wznosić, potem cieśle wzniosą szubienice (może na razie w przenośni).
Nie obchodzę żadnych rocznic, a pseudo apele już mnie nawet nie denerwują bo to tylko teatr. Zwykły teatr kukiełkowy.
Prawdziwe zdarzenie, prawdziwy żal i róż białych tysiące miał dziś Grzegorz Miecugow. Żegnał Go pięknie ksiądz Sowa i nie był to pogrzeb z celebracją, ani oddawaniem zbędnych strzałów ślepakami i bez żadnych apeli. A było ludzi tysiące…

"Dziś mamy ... nowy wielki atak nienawiści, bo te białe róże, które tam widać, to właśnie symbol nienawiści i głupoty, skrajnej głupoty i skrajnej nienawiści".
Z przemówienia...posła, który ..poza trybem.

A gdzie indziej piszą, że: Biała róża to oznaka niewinności, czystości, uczucia idealnego – dlatego też te kwiaty znajdują się często w ślubnych bukietach i dekoracjach. Kwiat ten symbolizuje także szacunek, honor, pokój.


19 sierpnia 2017
"Wściekłość i wrzask" to nie tylko tytuł powieści Faulknera i może niezbyt udanej adaptacji filmowej, ale także stan ducha, nastrój i samopoczucie. Powodów do wściekłości życie nam dostarcza w nadmiarze, ale żeby nam tak zupełnie na główkę się nie rzuciło to lepiej sobie powrzeszczeć. W pewnym dalekim kraiku, a może i całkiem blisko; szef (przywódca, kierownik kina „Znicz”) wściekle i przez zaciśnięte zęby (jeśli ma dobrego dentystę) sączy rozkazy, polecenia i ..dyrektywy niby do przemyślenia, a tak jak zwykle do natychmiastowego wykonania. Żołnierz, personel i takie tam, nawet na baczność nie muszą stawać bo w myślach i tak dłonie wzdłuż szwów układają. Wojsko ma lepiej bo odkrzyknie raźno i z ochotą tak jest Panie ...kretynie (a to już w myślach). Stąd wiemy, że im większa ochota w żołnierzach tym bardziej wściekli na dowódcę. Wrzask odpowiedzi ich wyzwala, rozładowuje stres, a czasem rzeczywiście pomaga w ślepym ataku.
Lato upalnie chyli się ku końcowi, choć nie mam nic na przeciwko aby ciepły wrzesień mnie znów zaskoczył. Jednak włączenie telewizora może skutkować atakiem wściekłości, dlatego raczej skupiał bym się na odgłosach przyrody. W pewnych okolicznościach tupot kocich łap może nas denerwować tak samo jak zdecydowany ruch ślimaka. Na ogół jednak społeczeństwo mamy nieco przygłuche, szczególnie w zakresie 60+, co ma swoje pozytywne strony, bo niedosłysząc można sobie zinterpretować wiadomości nieco korzystniej jak puszczone do emisji.
A jednak wściekłość i tak nas dopada, kiedy nawet przy wyłączonych mediach szum lasu zanika, bo przecież istnieje tzw. życie zdrojowe. W każdym zdroju, kurorcie i miejscach uznanych za turystyczno-wczasowe jest podobnie. W Iwoniczu, kiedy jeszcze nie ma koncertów i niemal codziennych dansingów na plac manewrowy (manewry miłosne) wychodzą domorosłe grajki, a to Pani z akordeonem i niewątpliwym wspomaganiem, a to młody i nawiedzony nieco depresyjny młodzian, który puszcza z taśmy przygrywając na niewiadomoczym (bo go nie widzę z tarasu) pieśni uznane za kościelne, albo pielgrzymkowo-oazowe. Więc nastrój przyprawia o wściekłość, a może i wrzask. Na szczęście młodzian zniknął, a za to od piątku do niedzieli grają DJ-e (czy jak to się pisze), bo Zdrojowa, potem sala taneczna za Zdrojową, potem muzyka głośna bardzo już w drodze na Bełkotkę (otwarto bar piwny leśny). A przecież co chwilę zmiana turnusu w różnych sanatoriach i wieczorek zapoznawczy w Piaście, zamienia się w imprezę cykliczną.
Wolę jednak zdecydowanie całonocne Polaków rozmowy, tańce i dysko-patie muzyczne niż ten cholerny niż kostytucyjno-prawno-kompetencyjny z którego tylko wściekłość i wrzask wychodzi na ulice.
Pora wracać do warszawskiej codzienności (jeszcze za dłuższą chwilę), ale za warszawskimi porządkami marszowymi nie tęsknię. Kiedy i kogo posadzą na jakim pomniku z koniem czy bez, czas pokaże, a ja to i tak sfotografuję.

21 lipca 2017 piątek

Żebybyła jasność, to niczego mi nie żal. No może dałbym sobie odliczyć te 30, 40- lat, ale już nic więcej. Może dałbym sobie trochę odciąć sceptycyzmu, krytykanckich zapędów (bo wiem lepiej, co oczywiste), cholerycznego charakteru, ale przecież to facet „do rany przyłóż” i o co chodzi? Przecież choleryk to w sumie wesoły człowiek i mam to po ojcu, wściekamy się przez chwilę, a potem rozweselamy (w naszym mniemaniu) kochane towarzystwo.
Ponieważ niczego mi nie żal i siedziałem już w stanie wojennym, zresztą siedzę cały czas na jakiejś kanapie, fotelu czy krześle. A w stanie wojennym aresztowany słusznie za opór władzy nieśpieszny (im się akurat spieszyło), to w zasadzie leżałem i nie na żadnym betonie, a na płycie pilśniowej za to tylko 48.
Dziś będąc już na nieustających wakacjach – konstatuję z trwogą, że im bardziej oddalam się od Stolicy, tym bardziej moje miasto przeżywa kolejne trzęsienia ziemi. Jest mi oczywiście świetnie pijąc kawkę na tarasie z widokiem na Iwonicz Zdrój, albo wpatrując się w spławik nad jeziorem w okolicach Ełku (znajoma mi dama mówi że w okolicach Elbląga).
Tylko coś mnie drąży, niepokoi, albo trzęsie jak cholera, choć się przed tym bronię jak  mogę. Nie da się nie słyszeć tego tonu co już go dawno pamiętam, nie da się nie widzieć pasków u dołu ekranu telewizji propagandowej. Wszędzie gdzie jestem w kraju czy na południu, wschodzie, czy północy w każdej wiosce czy gminie, gdzie nie dociera telewizja kablowa obowiązuje – dekoder. Nasz na Mazurach ma nawet 30 kanałów i pewnie z 5 informacyjnych w tym większość – należącą do większości parlamentarnej. Jaką prawdę wróżka (ta telewizja) Ci powie, skoro konstytucji nie czytała, prawa nie zna i się doktoryzuje z politologii źle stosowanej, czy socjologii typu indywidualnego.
Nowy rząd, nowe prawo, nowy obywatel, nowy patriotyzm.
Stara piosenka wojsku polskiemu tak miła, stare porządki, stary człowiek i może porozstawiać wszystkich po kątach, bo tak mu pasuje w tym cierpieniu i chorobie.
Nowy ustrój w starej i znanej odsłonie czyli to wszystko już było i człowiek szary był zły, dlatego dawniej potrzebny był nowy „radziecki” - teraz też trzeba nam nowych „prawych”, katolików (nie muszą być wierzący), posłusznych jednej myśli i zemście za nie wiadomo co - drobnej grupki mającej zdecydowaną większość. To jak bajka o młodej staruszce co siedziała na drewnianym kamieniu. Taka właśnie jest obecna wykładnia naszej konstytucji, skoro zwykła ustawa (przyjęta nawet nie wiadomo jaką większością głosów) potrafi ją zmienić, a nawet obrócić w kupkę popiołu.
Czekają nas protesty, demonstracje, apele i wszelkie inne wołania do narodu o przebudzenie, o powrót do normalności którą należy poprawiać, a nie burzyć. Czekają nas ciężkie dni chaosu, oporu i ..wielkiej edukacji. Rozumiem, że są wartości o których kiedyś w czasie zaborów, niewoli i wojny pisali poeci – są to wartości nie nazwane, a tylko skromnie noszone w sercu i kontestowane wzajemnym szacunkiem, zrozumieniem i przyjaźnią. W obronie tego co szanujemy jak dom i  matkę ludzie wyjdą na ulicę i będą krzyczeć, potem budować barykady, potem ich złość zamieni się znów w zemstę.
Dawni autorzy których kocham i cenię, pisali o charakterach nierozwiniętych, mając na myśli ludzi upośledzonych, chorych, a czasem tylko owładniętych jakąś manią, chwilowym obłędem czy idiotyczną ideą. Okazało się że z tych nie zawsze zrozumiałych idei powstał faszyzm i komunizm, czyli rządy tych co zawsze mają rację i pod pozorem obrony ludu dbają o dziwaczną ideę, a przede wszystkim „aktyw” i niemal żywcem grzebią „suwerena”, który już do niczego nie jest potrzebny. 
Amen

18 lipca 2017 wtorek

 Jest tylu blogerów i tylu blagierów, którzy zajmują się polityką, że wszelkie moje opowieści i przemyślenia wydają się trywialne i nie na miejscu. Póki jeszcze coś tam widzę na horyzoncie i póki słyszę jeszcze jak ptaszki śpiewają - pędzę na zieloną trawkę łapiąc trochę lata. Po Iwoniczu-Zdroju i krótkiej przepierce, wędrujemy na północ, czyli przez Ełk nad jezioro Golubskie. To oczywiście Mazury co skutkuje drogą równie krętą jak bieszczadzkie, ale za to widok jezior znakomicie urozmaica krajobraz.
Pierwszy poszkodowany to ogromny TIR leżący przy drodze na prawym boku, jak ogromny słoń trafiony przez kłusowników. Po śladach  widać było, że jak to zwykle stwierdzają odpowiednie organy – szybkość nie była dostosowana do warunków jazdy. Warunki dość podłe bo droga na Mazury wąska i w budowie czyli kawałek zastępczego asfaltu – no bo autostrada będzie, ale jeszcze nie teraz. Wystarczyło w pędzie zahaczyć kołami o miękkie pobocze i ogromny i wysoki wóz leży.
Dalej trasa przyjemna bo jedziemy w niedzielę czyli pod prąd wszystkim wracającym. To najlepsza metoda na wyjazd, nie w piątek popołudniu jak wszyscy, ale nawet w niedzielę o poranku (nie każdy może).
Po drodze zaliczamy kilka mniejszych ośrodków i  dojeżdżamy do Mikołajek. Tłumy nieprzebrane, wygląda to tak jakby wąskimi chodnikami i poboczami chodziły wycieczki piesze, bo na ogół samotnych wędrowców nie widać. Jazda wolna, bo często wycieczka zmienia kierunek i przejście przez jezdnię w dowolnym kierunku urozmaica zwiedzanie.
Jeszcze przed wyjazdem dogłębne internetowe studia gastronomicznych uciech skierowały nasze kroki, a właściwie 4 kółka do restauracji „Spiżarnia”. Lokal wydaje się świetny, bo kelnerki w kusych spodenkach prezentują się lepiej jak niektóre łyżwiarki mało figurowe. Zbiór tabliczek i starych plakatów z czasów PRL-u imponujący, karta menu takoż. Gorzej w praniu. Kiedy miła panienka, niemal dwukrotnie wyższa ode mnie (ach te nogi) zapytała jak smakowało, podziękowałem i …wyszedłem, bo jak można martwić ładną panienkę, że kartacz to marnota, a polędwica choć dawała się pogryźć, to słona była jak by ją w chłodni przesypywano tak jak na trawlerach rybę.

Dalej było już tylko lepiej, bo wokół Ełku drogi piękne, szerokie i wyjazd z miasta bezkolizyjny. Wakacje zapowiadają się ciekawie bo z mojej kanapy mam widok na jezioro i nawet jeden kormoran tu mieszka z rodziną, widać ryba jest. Podobno w trzcinie ptaszek – bąk śpiewa i czasem ryczy jak krowa, by odstraszyć od swojego gniazda. Jezioro piękne i długie z zakolami i szuwarami, mamy łódeczkę i spory rower wodny, i pomost wygodny z ławeczką i półeczką stosowną dla degustacji wyrobów miejscowego browaru. Uroki Zajazdu POD REKINEM opiszę później bo dziś kiełbaski trzeba szykować na ognisko. Oczywiście na znak protestu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz