Szukaj na tym blogu

sobota, 18 marca 2017

O moim Ojcu ...

Bohaterem mojej historii będzie mój Ojciec Jerzy, Adrian. Urodzony w roku 1915-tym roku.
14 letni chłopak, wstępuje do Korpusu Kadetów w Rawiczu. Potem wybucha wojna, jest dowódcą kompanii ckm-ów w 68 pułku piechoty. Po bitwie nad Bzurą, przedzierają się w kierunku Kampinosu, potem niewola niemiecka i ..ucieczka z transportu. Uciekał z kolegami na wschód, nie wiedząc, że 17 września wkroczyły wojska sowieckie. Potem więzienie etapowe, aż do półwyspu  Sachalin (Nachodka). Syberia, smak psiego mięsa, głód, nareszcie armia Andersa, wymarsz z Rosji Sowieckiej do Persji, potem szlak afrykański, do czasu Kampanii Włoskiej. W lądowaniu na Sycylii już nie uczestniczył, bo dowództwo uznało, że warto Go kształcić. Został oddelegowany do ..nauki. Wysłano Go do Stanów Zjednoczonych na studia wojskowe. Był wtedy w randze kapitana (polskie 4 gwiazdki myliły się cywilom amerykańskim z rangą generalską, tak samo znaczoną ale w USA). Potem Szkocja – Edynburg. Mama moja już nie wiem jakim sposobem przejechała z Poznania do strefy okupacyjnej amerykańskiej w Niemczech, tam wzięli ślub kościelny, a potem znalazła się również w Szkocji w Edynburgu. Wiele par polskich oficerów równocześnie tam przysięgało sobie (mam zdjęcia).
Skończyła się II wojna światowa. Polacy w Anglii stali się zbędni. Ojciec wrócił do kraju w 1947 roku, mama tu już na niego czekała. Na Ojca czekało Wojsko Polskie. Jakie by nie było, mimo, że pod sowiecką egidą, to wzywano do powrotu, obiecywano służbę dla kraju. Ojciec jako oficer sztabowy dostał mieszkanie na parterze domu na ulicy Balonowej (Mokotów). Tam nauczyłem się chodzić, do dziś mam zdjęcia z tej ulicy i z cmentarza żołnierzy radzieckich, gdzie ojciec spacerował ze mną i naszym pieskiem (biały kudłaty, rasa nieznana).
Minęły ledwo dwa lata tego rodzinnego szczęścia i Ojciec został aresztowany. Akt oskarżenia był długi i zarzucał mu m.in. szpiegostwo na rzecz 7 mocarstw. Po latach to brzmi śmiesznie, ale ówcześni komuniści przysłani z Rosji sądzili, że skoro był w Stanach to szpieg, skoro był w Wielkiej Brytanii to szpieg, kolega w Japonii - to szpieg.
1950 rok rozpaczy i wyrok śmierci, potem powtórny wyrok śmierci, potem cela śmierci czyli 2 lata oczekiwania na wykonanie wyroku, razem 6 lat więzienia, od mokotowskiego (Rakowiecka) począwszy, potem Wronki. Najcięższe więzienie w Polsce przeznaczone głównie dla „politycznych”. O areszcie na Chałubińskiego, przesłuchaniach wstępnych, szantażu więzieniem dla żony, a syn do przytułku i ..innymi przyjemnościami nie ma co wspominać. Wyrzucono nas oczywiście z domu na Mokotowie, zapewniając Ojcu wieloletni pobyt więzienny, a nam wyjazd natychmiast po Jego aresztowaniu – aby dalej od Warszawy. Mama urodziła się w Poznaniu i tam mieszkała moja babcia. 2 pokoje z kuchnią, babcia, ciocia i my.
Ojca nie widywałem, bo tylko na tzw. „widzeniach”. Ciągle czekało się na zezwolenie, potem jazda pociągiem 3 klasy, potem czekanie pod wielką żelazna bramą i wpuszczali nas do środka. Byłem wtedy uczniem 1- 2 klasy szkoły podstawowej, ale do dziś pamiętam moje pierwsze widzenie z Ojcem. Zostaliśmy wprowadzeni do małego pomieszczenia z oknem. To okno było kwadratowe i bardzo długie, a w środku przedzielone żelazną siatką. Mama podsadziła mnie do góry i trochę wsunięto mnie się w ten tunel. Nagle zobaczyłem po drugiej stronie jakąś głowę. To Twój Tata powiedziała Mama. Chciałem się do niego dostać, pomachać, coś powiedzieć, ale było tak ciasno, może tylko powiedziałem ..Tato.
Kolejne widzenie pamiętam lepiej, siedzieliśmy w małym pokoiku z człowiekiem w szarym mundurze. Wprowadzono Ojca, mama rzuciła mu się na szyję. Wtedy strażnik będący z nami odepchnął gwałtownie mamę – Nie dotykać więźnia – krzyknął. Kolejne widzenia były już lepsze. Czasem strażnik się odwracał, rodzice się obejmowali, całowali, potem Ojciec mnie przytulał. W tamtym czasie byłem uczniem szkoły podstawowej na ul Słowackiego w Poznaniu. Moja wychowawczyni i inni nauczyciele dawali mi wolny dzień od nauki (zapewne pod jakimś pretekstem) abym mógł pojechać na widzenie jechać do Wronek. To było takie ciche przyzwolenie, bo oficjalnego nie mogło być.
Przyszedł rok 1956. Odwilż. Otwierają więzienia dla niesłusznie skazanych, potem rehabilitacja. Pamiętam, że to był taki słoneczny dzień, stoimy z mamą na balkonie – (I piętro kamienicy na Poznańskiej) i ktoś krzyczy (bo wszyscy sąsiedzi wiedzieli) – Jurek, Jurek idzie.
Rzuciłem się do drzwi, kilkanaście drewnianych schodów i bieg, szalony bieg do Ojca. Rzuciłem się niemal na niego, złapał mnie i uniósł do góry. Tak bardzo Go wtedy kochałem, że mało mi serce nie pękło, a jednocześnie byłem tak dumny, że cała ulica i wszyscy sąsiedzi są z nami.
Rehabilitacja, potem lata leczenia, sanatoria i w ramach odszkodowania 2 pokojowe mieszkanko na Ogrodowej w Warszawie. Niewiele minęło i znów poproszono mojego Ojca o służbę dla dobra kraju, czyli znów wojsko tym razem „Wojsko Polskie”. To był jego kraj, jego wojsko i jego umiejętności i wykształcenie. Do tego był szkolony i tak tylko mógł służyć. Bo całe jego życie było służbą i wojskiem. Mijały lata, a ja znów nie miałem Ojca. Było to absolutnie nieprawdopodobne rozstanie, bo kochali się niemal od młodzieńczej miłości nastolatków - do śmierci szaleńczo, choć od lat byli osobo. Mama ciągle i zawsze dopytywała się o Ojca, a Ojciec zawsze pamiętał o Jej wszelkich rocznicach.
Mojego Ojca widywałem niezbyt często, ale ile mógł tyle mi poświęcał czasu. Czasem oszukiwałem Go troszeczkę. Było takie kino, które nazywało się „Cytadela”. Grali tam filmy różne, z czasem od 18- lat dozwolone. Mając 15-16 lat i Ojca za wielkim biurkiem, prosiłem o bilety dla innych gówniarzy nieosiągalne.
Zawsze, każdą sytuację życiową odnosiłem do tego, co by Tato zrobił w mojej sytuacji. Jak każdy gówniarz nie zgadzałem się z nim permanentnie. Prosił mnie w tamtym czasie (był już na emeryturze) – nie wchodź do „Solidarności”, bo tabuny oszołomów zechcą na tym ruchu zrobić karierę.  Miałem mu to za złe, kłóciliśmy się strasznie.
Był człowiekiem mądrym, przewidującym i ze strategicznym spojrzeniem, co nam gówniarzom politycznym nie było dane.
Mojemu kochanemu Ojcu, którego nigdy nie miałem - te słowa poświęcam. Zawsze Go kochałem i zawdzięczam mu jeszcze jedno.  To On nauczył mnie jak kochać zwierzęta, a szczególnie psy.
Zawsze miał psa, z dawnych lat pamiętam, że był to srebrny owczarek niemiecki VEGA. Zdarzyło się, że sunia uciekła do narzeczonego (jak mi opowiadał ojciec) i miała 9 szczeniaków. Opieka nad tą czeredą była cudowna. Miłość do zwierząt mam pewnie we krwi, bo ile razy chcę pogłaskać psa to On to już wie wcześniej, że może mnie zaakceptować.
Z dawnych anegdot trzeba przytoczyć jedną. Był niezwykle otwarty i przyjazny do tego stopnia, że na przyjęciu pochwalony za elegancki krawat, po prostu go zdejmował i mówił – Masz, niech Ci dobrze służy. Otwarty, szczery, bezkompromisowy – nie nadawał by się do dzisiejszego wojska. W czasie ćwiczeń skakał z aparatem tlenowym z helikoptera razem z grupą rozpoznawczą. Był sprawiedliwy i żołnierze go kochali, bo w każdym okopie, transzei, był z nimi, bez względu na ubiór. W Orzyszu w czasie ćwiczeń skakał z wojskiem do jeziora w mundurze galowym, kiedy było takie ćwiczenie.

Przekazał mi wiarę w ludzi, bo oni są doskonali i mądrzy, tylko trzeba wskazać Im kierunek, rozwiązanie sprawy. Przekazał mi szacunek do kobiet, miłość do matki, wierność ideom. Nigdy nie został generałem choć był na etacie generalskim w Akademii Sztabu Generalnego. Tylko dlatego, że nie kończył Akademii im. Frunzego w Moskwie, a gdzieś tam w Stanach Zjednoczonych.