Moje fotografowanie.
Motto: „Nie istnieją reguły opisujące dobrą fotografię,
są tylko dobre fotografie.” (Autor: Ansel Adams)
Zawsze lubiłem robić
zdjęcia, początkowo nie bardzo mając pojęcie jak do tego podejść. Pierwsza moja
sesja zdjęciowa to było Zoo i lustrzanka wypożyczona przez mojego Ojca z pracy.
Najlepiej wyszedł mi portret lamy, ja zaś siedzący na osiołku wyszedłem
średnio, a mina nietęga wynikła z faktu, że głupio tak siedzieć na miłym
zwierzątku.
Kurs fotografii – chętnie,
ale na jakiś bezpłatny niestety się nie załapałem, podręczniki owszem, ale
język fachowy i tak mądry, że studził mój zapał wyjątkowo skutecznie. Któryś
ktoś mi powiedział; że ważne jest światło, czyli nie rób zdjęć pod słońce
(chyba że dla jakiegoś efektu), niech ono pada na twarz fotografowanego, oglądaj
albumy z dobrymi zdjęciami, rób co Ci się podoba i wybieraj Twoim zdaniem
najlepsze.
Mój pierwszy aparat to Zorka 4, do której kiedyś dokupiłem nieco długi i trochę ciężki obiektyw, na nadmorskiej plaży przyglądali mi się nieco podejrzliwie. No to zdjąłem i od razu zdjęcia dzieciaków były lepsze bo z bliska. Uchwycone miny, gesty i już dosyć ..tato. Mój pierwszy aparat cyfrowy przywiózł mi przyjaciel z Kanady i był to Olympus który u nas kosztował ponad 300 dolarów, a tam sporo taniej (połowę aparatu dostałem w prezencie). Wspaniały człowiek o pseudonimie Yano, z którym niestety straciłem kontakt. Po drodze były inne kompakty, potem znów lustrzanka i powrót do poręcznej cyfrówki. Córka zadała mi kiedyś pytanie po co męczyć się z ciężkim sprzętem, skoro fotografujesz głownie architekturę (na potrzeby stron – np. warszawska.info) i miała rację.
Mój pierwszy aparat to Zorka 4, do której kiedyś dokupiłem nieco długi i trochę ciężki obiektyw, na nadmorskiej plaży przyglądali mi się nieco podejrzliwie. No to zdjąłem i od razu zdjęcia dzieciaków były lepsze bo z bliska. Uchwycone miny, gesty i już dosyć ..tato. Mój pierwszy aparat cyfrowy przywiózł mi przyjaciel z Kanady i był to Olympus który u nas kosztował ponad 300 dolarów, a tam sporo taniej (połowę aparatu dostałem w prezencie). Wspaniały człowiek o pseudonimie Yano, z którym niestety straciłem kontakt. Po drodze były inne kompakty, potem znów lustrzanka i powrót do poręcznej cyfrówki. Córka zadała mi kiedyś pytanie po co męczyć się z ciężkim sprzętem, skoro fotografujesz głownie architekturę (na potrzeby stron – np. warszawska.info) i miała rację.
Jestem pełen podziwu dla reporterów
i fotografów obwieszonych kilkoma torbami, aparatami, obiektywami jak rury
kanalizacyjne, a często podręcznymi skrzynkami (okute dla bezpieczeństwa). Panowie
ci i Panie robią dziesiątki, setki zdjęć, potem siadają przed komputerami i mozolnie
przeglądają wyniki swojej pracy tak wielokrotnie powtórzone. I szukają tego
jednego właściwego ujęcia. Może to jest metoda, ale może tylko dla tych którzy
wybierają jedno z tysiąca, nie widząc (oczami duszy) tego ujęcia, które właśnie
mają przed oczami. Wystarczy jak reżyser filmowy połączyć dłonie i zrobić tzw. „okienko”,
albo po prostu przykleić oko do wizjera i najechać na to co się właśnie dzieje,
albo tak pięknie wygląda, albo po prostu się uśmiecha.
Nie ma jak to być wiecznym
amatorem, tak jak osobnicy którzy wiecznie się „dobrze zapowiadają” – zwalnia mnie
to od tej śmiesznej presji, że muszę zrobić cudne ujęcie. Fotografuję ulicę, bo
muszę opisać jej historię i nagle z za rogu wychodzi cud dziewczyna, czasem
babcia z wnusiem, czasem osoba, która w ogóle nie pasuje do otoczenia, a czasem
to tylko liść, kamień, roślina, czy dym z kolejki bieszczadzkiej.
Tysiące zdjęć na Facebooku
zamieszczamy aby dokumentować swój pobyt na Majorce, w Bieszczadach czy na
grillu u znajomych, ja też to robię, ale zawsze chciałbym aby moje zdjęcia się „uśmiechały”,
bo jeśli ktoś jest pogodny i pozytywnie nastawiony do życia, to nie będzie to „sprzedawał”
dalej. Może dlatego tak rzadko robię zdjęcia jakiejś ruinie, zardzewiałym
torom, ludziom „podupadłym nieco”, nie szukam bezzębnych staruszków, czy
dziewcząt z rozmazanym makijażem. Kocham robić zdjęcia dzieciom, ta wesoła
gromadka zawsze najpierw stawała przed moim obiektywem na baczność, poważnie i
w napięciu. Potem dzieciaki już się przyzwyczaiły, że wujek musi ten aparat przykładać
do buzi, więc zajęły się swoimi sprawami. Wtedy są spontaniczne, radosne,
czasem drobnym zdarzeniem zasmucone, czasem głośno protestują, zawsze wracają
do zabawy, śmiechu i gonitwy. To najpiękniejszy mój temat – dzieci. Drugi to
twarze kobiet.
Nie ma brzydkich kobiet, są
tylko źle fotografowane i ja się z tym całkowicie zgadzam. Niezłym treningiem
dla mnie była praca dla Galerii „ZAPIECEK” prowadzonej przez Panią Mirosławę
Arens. Przez 7 lat robiłem zdjęcia na wernisażach tej galerii (jako
wolontariusz) i …jestem za to ogromnie wdzięczny. Zdjęcia miały dokumentować
kolejne wernisaże, a przy okazji służyć do prezentacji na stronach
internetowych. Były to zawsze zdjęcia ludzi zadowolonych, uśmiechniętych,
czasem nieco pozujących – tak mają celebryci. Wtedy też na jednym z wernisaży
usłyszałem pierwszą pochwałę osoby z zewnątrz. Pani zajmująca się (udanie)
biżuterią artystyczną, miała jakiś naszyjnik, czy broszkę na sobie. Udało mi
się tak uchwycić jej twarz, że po zamieszczeniu na stronie – po kilku dniach
specjalnie do mnie i galerii przyjechała, aby mi za to zdjęcie podziękować. Czy
jest większa nagroda dla amatora – chyba nie ma. A ja jednak taką nagrodę
dostałem.
Robiąc dziesiątki zdjęć
każdej uliczce staromiejskiej zrobiłem akurat te, które spodobały się ludziom
decydującym o zawartości Przewodnika po Warszawie firmy Pascal. Na jednym widać
perspektywę ulicy Świętojańskiej, dosyć pustej o poranku – i jest wspaniały
młody trębacz, który gra jakąś melodię. Na drugim, chłopak – kwiaciarz, niesie
na plecach kosz z czerwonymi różami, na trzecim Murzynek na stronie Dekerta –
Rynku Starego Miasta.
Kto się nie chwali tego inni
nie zauważą. Taki żart. Lubię patrzeć przez obiektyw, a nie na ekranik, czasem
widzę że starość idzie przez park, czasem widzę, że dzieciaki szaleją, czasem
cieszę się, że widzę to wszystko i mam szansę wybierać.
Moje galerie teraz będą tu: http://www.mareklef.pl/zdjecia.html